Zawody

Błotno-mokry maraton po górach - relacja Doroty

Kiedy wpadłam na to aby spróbować swoich sił (lub słabości) na dystansie maratońskim, z dodatkiem górskich niespodzianek i wzniesień? Trudno powiedzieć. Nie było to na fali pomaratońskiej euforii, chyba raczej szukałam jakieś imprezy charytatywnej. Zapraszamy do przeczytania relacji Doroty.
 
Bardzo mi się spodobała rok wcześniej w październiku inicjatywa zorganizowania biegu, który w sam w sobie nie był najważniejszy, jak to że między innymi można było wspomóc pacjentów zmagających się z chorobą nowotworową i przełamywać tabu Raka.
Ten maraton w Szczawnicy też wiązał się z taką pomocą (10zł z opłaty startowej na dystans 42km szło dla Fundacji Rak'n'Roll, która również przyczynia się do zmiany myślenia w społeczeństwie na temat chorych i choroby onkologicznej).
Ale nie tylko to spowodowało, że wystartowałam, mimo trudności z dotarciem na miejsce, niewyspania. Już jakiś czas temu przedkładam trasy górskie i ścieżki leśne nad klepanie po chodniku i asfalcie. Te widoki...:))))
A tu w moich rodzinnych stronach wiedziałam,że mogę liczyć na przepiękne krajobrazy i widok na Tatry (ośnieżone). Ach!!!!
I się przeliczyłam. Po pierwsze ziemia dopomniała się o deszcz i od nocy (jak już startowała trasa na 95 km) siąpiło i czasem nawet mocniej padało, oraz tydzień wcześniej zalegał na szlaku jeszcze śnieg, który akurat w ten weekend pięknie się roztopił, tworząc błoto na całej szerokości- co w drugiej połowie biegu gdzie było więcej zbiegów,dostarczyło niezłej rozrywki;)))). zdja01
Start i meta ustawione były w tym samym miejscu - przy deptaku w Szczawnicy, a dokładnie przy moście na Glajcarku, jednakże szybko wybiegało się na szlak i szybko zaczynały się podbiegi. Trasa wiodła na Prehybę (pierwszy punkt żywieniowy), dalej przez Radziejową (najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego), Wielki Rogacz, Obidzę, Przełęcz Gromadzką, Małe Pieniny i zbiegało się hha-tylko Ci najodważniejsi) znów do Szczawnicy.
Bieg był dla mnie ciężki- po pierwszym podbiegu czułam niemoc, niewyspanie (startowaliśmy o 9-tej,a ja żeby dojechać wstałam przed 6-tą). Siąpił deszcz, ale było ciepło (powyżej 10 stopni). Szybko zagotowałam się w wiatrówce, a i spodnie które ubrałam okazały się za ciepłe. I niestety przeklinałam compresory, które założyłam po raz pierwszy, nie sprawdzając ich wcześniej na treningu. Spinały mi łydki, nie pozwalając swobodnie pracować mięśniom na podbiegach:((( zdja03
Gdy zrzuciłam parę rzeczy na pierwszym punkcie (po 13 km), troszkę poczułam wiatru w żaglach. Ale duże ilości błota nie pozwoliły rozwinąć skrzydeł i puścić się galopem. Nie raz zasysały mi buty i musiałam uważać żeby je nie zostawić:))). Około 30 km czułam już na tyle dystans, że starałam się oszczędzać i przede wszystkim szybko maszerowałam. Jak się jest samemu (w sensie nie zna się osób które 'biegną" za lub przed tobą, nawet w niewielkiej odległości) jest czas na różne, czasem dziwne przemyślenia. Mnie dopadły takie (łącznie z tym, po cholerę mi to było),: inwestujemy często w różne bajery (opaski compresyjne, pasy, plecaki, ekstra buty samobiegające:)) itp.), ale pewnych naturalnych fizjologicznych ograniczeń organizmu nie przeskoczymy. zdja06
Także myślałam sobie jak śmiesznie wyglądamy, gdy tak bez sensu lecimy w deszczu, ubłoceni jak świnki dla kawałka metalowej blaszki. Nawet nie zdążymy nacieszyć się tymi górami, zapachami, cudnymi zakątkami. Ale, zmęczyłam jakoś ten odcinek, nieraz wątpiąc i zastanawiając się czy wyjdę cało (zaliczyłam tylko jeden poślizg z upadkiem), nieraz zsuwając się, na ostatnich 10 km już z wodą w butach, którą tylko co chwile wymieniałam na świeżą:))), gdy dotarłam na dół do asfaltu i został mi niecały kilometr po płaskim, równym, po kostce-nie wiedziałam jak biec:))) Zapomniałam:)). Tak serio, pociągnęłam jakoś niemrawo i z wielką ulgą dałam sobie powiesić na szyję tę Blaszkę.
Jeśli chodzi o organizację- trasa dobrze oznakowana,ale też dobrze znam te tereny:)) więc nie jestem wiarygodna. Poza tym marny pakiet, a raczej jego brak (numer startowy i parę ulotek), na koniec medal i oczywiście jedzenie na trasie i woda + izotonik.

Jak porównam do Naszej Górskiej Pętli UBS 12:12, to jestem z Nas dumna:))) Dorota zdja04 zdja02