Zawody

Mój pierwszy maraton - relacja Waldka

Jedziemy do Warszawy na Orlen Warsaw Marathon. Krótkie wspomnienia Waldka. Zapraszamy do przeczytania. Niby brak stresu, a jednak coś męczy. Kwaterujemy się, wszystko super siedzimy w pokoju, w planie charytatywny bieg 4,6 kilometra. W pewnym momencie orientujemy się, że bieg startuje nie tak jak nam się wydawało ze Stadionu Narodowego - parę metrów od nas tylko z centrum Warszawy - więc lecimy. Na miejscu okazuje się, że jesteśmy nawet za wcześnie słuchamy organizatorów oraz wszelkich celebrytów. Biegniemy 4,6 kilometra po części po trasie maratonu. Wracamy do kwatery. Rano wstajemy humory dobre, przygotowanie i na start. Ustawiamy się w swoich grupach startowych. Zaczyna się biegniemy kawałek - okazuje się, że to dopiero dobieg do startu. Przebiegamy przez start, pierwsze dwadzieścia kilometrów wszystko idzie według planu tempo 5:30/km czyli poniżej czterech godzin. No i niestety zaczyna się to co miało być plusem, czyli płaski teren okazuje się największą zmorą. Cały czas słabnę, niestety moje czwórki nie są na to przygotowane ale cisnę ile mogę. Po trzydziestym kilometrze przy wodopojach idę, staram się jak najwięcej biec. Na trzydziestym ósmym kilometrze widać stadion co dodaje otuchy, ale tyko na chwile. Wbiegam na most, wiem że to w sumie kawałek. Punkt żywieniowy, jem banana, pije wodę , lecę dalej, ostatnia prosta, cisnę ile mogę, wyprzedzam coś cudownego (zasługa Michała "na koniec treningu ciśnij ile wlezie"). Wbiegam na metę, woda izo, medal. 4:12:40 zakładane poniżej czterech ale i tak jestem zadowolony. Maraton niesamowicie weryfikuje.

Wniosek: Trenować dalej - kiedyś będzie lepiej.
  Waldek orlenWaldek   zdjęcia:  FotoMaraton.pl